Polski Łącznik to książka z gatunku political fiction, ale też nosi ona znamiona książki szpiegowskiej napisanej na podstawie prowadzonego przez jej Autora białego wywiadu, a więc śledzenia źródeł prasowych z okresu wielkiego przełomu i transformacji w Polsce.
Akcja Polskiego Łącznika toczy się w 1990 i 1991 roku – w Polsce odbywają się pierwsze wolne wybory, a obce wywiady ponad głowami Polaków urządzają ów Polski Łącznik pomiędzy Rosją (z jej KGB) a USA (czytaj CIA) i jej europejskimi NATOwskimi sojusznikami tak jak im się podoba – jak najwygodniej, ale dla siebie – nie dla Polaków.
Obcy agenci przemierzają Polskę bez przeszkód grzebiąc w naszych własnych sprawach, planują zamach na Wałęsę, handlują kradzionym złotem – toczy się Akcja Żelazo, a agenci WSI od aktywów FOZZu zakładają firmy dzisiejszych magnatów medialnych. W Polsce trwa „wolna amerykanka”, gra o wielkie nowe fortuny, a szarzy obywatele nie mają nawet pojęcia co się dzieje, i tonąc w objęciach nowej ukrytej cenzury medialnej emocjonują się zakupem Akcji Banku Śląskiego i nic nie wartymi bonami na prywatyzację. Trwa żonglowanie kursem złotego i wielki przemyt spirytusu… jak to się wszystko skończy?
Oto fragment książki Polski Łącznik:
„…
Potężny cios w szczękę zwalił Rzeźnika z nóg. Nim się zorientował, już na jego prawym przegubie zatrzasnęły się kajdanki. Druga obrączka powędrowała do kaloryfera i szczęknęła na rurce doprowadzającej gorącą wodę. Rzeźnik szarpnął się i spróbował wstać. Złapał go za włosy a kolanem uderzył w podbrzusze.
— Gdzie ona jest?! — ryknął jak zraniony odyniec. — Gadaj skurwysynie, bo wyszarpię z ciebie flaki.
— Nie wiem… Nic nie wiem — jęknął Adamczyk skręcony w przedziwnym przyklęku. Wolną ręką trzymał się za brzuch. Z ust i nosa kapała mu na ubranie krew. Mieszkanie przypominało pobojowisko. Książki wysypane na podłogę, powyrywane kartki, wybebeszona szuflada z biurka, pocięta wersalka. Słoiki z szafek w kuchni opróżnione na jedną kupę do zlewu. Rozbite radio leżało w rogu. Nad wszystkim unosiło się pierze z poszatkowanej poduszki. W łazience Walk odkrył ślady krwi na umywalce i przestraszył się. Zostawił tu dziewczynę samą. Gdzie ona była teraz?!
Po wyjściu od pułkownika spędził kilka chwil z podkomisarzem Sędzikowiczem ustalając sposób kontaktu i nakazując mu przesyłanie korespondencji pod adresem warszawskiego UOP, na Rakowiecką 2a. Potem pisał raport i porządkował papiery. Dopiero koło trzeciej przypomniał sobie o dziewczynie i zadzwonił do domu, Oczywiście już jej tu nie było, nikt nie odbierał — tak wtedy myślał. Wtedy zadzwonił na Świętego Jana i stara Okińczycowa zaniepokojona powiedziała mu, że Kasi nie ma w domu od wczoraj. Powiedział jej, że do rana byli razem. Stara Okińczycowa była zdziwiona, że Kasia jeszcze nie dała znaku życia. Zwykle uprzedzała o swoich wyskokach. Dokończył raport tłumacząc sobie, że być może przed chwilą dopiero wyszła z mieszkania przy alei Solidarności i jest właśnie w drodze. Ale kiedy po kolejnej godzinie dalej jej nie było, stracił pewność siebie. Tknięty złym przeczuciem wrócił do domu. Drzwi mieszkania zostały wyważone, a wewnątrz Walczyk zastał bobrującego w najlepsze Rzeźnika!
Walczyk odsunął się o krok i wyszarpnął spod lewego ramienia pistolet nie przestając patrzeć w oczy policjanta. Zarepetował. Lufa wbiła się w podgardle Adamczyka,
— Gadaj! Albo będziesz zbierał mózg po ścianach! — wycedził z pasją.
— Pytasz o dziewczynę?! — Tony lęku były wyczuwalne wyraźnie w głosie tamtego. — Nic o niej nie wiem. Jak Boga kocham!
— A o reszcie coś wiesz? Czego szukacie, gnoje?!
— Było otwarte. Przyszedłem porozmawiać! Opamiętaj się Walczyk! — krzyknął histerycznie Rzeźnik czując, jak lufa miażdży mu krtań.
— Sprytnie wymyślone. Bezczelność to wasza specjalność, no nie? Zdemolować mieszkanie, przewrócić do góry nogami, pobić i porwać dziewczynę i jeszcze zaczekać z głupią bajeczką?! Myślisz, że ci uwierzę?!
— A mógłbym wymyślić coś głupszego?!
— Wbij sobie w łeb, że jeżeli jej spadnie włos z głowy to ty o swojej możesz już zapomnieć! Pojąłeś?! — Tamten próbował się okręcić wokół uwięzionej ręki, żeby zmienić niewygodną pozycję, ale pistolet jeszcze głębiej werżnął się w jego grdykę. Dłoń Walczyka drżała a w jego oczach było szaleństwo. — Pojąłeś?!!!
— Thak! — wycharczał Rzeźnik pchnięty energicznie ku ścianie. Lufa cofnęła się wtedy o milimetr, co umysł policjanta odnotował nie bez ulgi.
— A teraz — powiedział Walczyk spokojniej — oświeć mnie, w co wdepnąłem?
— W wielkie gówno — wysapał Adamczyk i niespodziewanie roześmiał się. — W takie wielkie, że w nim utoniesz. Brzegów nie widać.
— Nareszcie… — rzekł inspektor z westchnieniem, co zaskoczyło Rzeźnika. — To lubię — dodał i cofnął się. Schował pistolet do kabury. — Widzisz, jeżeli chodzi o notes to wpierw będziecie musieli mnie zabić. Noszę go zawsze o tu, na sercu. Wystawili cię Rzeźnik. Ty już nie żyjesz. Wiesz o tym?
— Może tak, a może nie. Tłumaczę ci, że nie mam nic wspólnego z tym nalotem a tym bardziej porwaniem. W ogóle jest jakieś porwanie?…”
Książka jest do nabycia w księgarni internetowej wydawnictwa Slovianskie Slovo: